Migrena zaatakowała znienacka w czwartkowy poranek i tak mnie trzymała w objęciach do soboty wieczór. W czwartek było tak ostro, że żyłam tylko pijąc wodę. W piątkowe popołudnie spróbowałam zjeść małą porcję owsianki. Bo wiadomo, posiłek przy migrenie jest jak przeszczep – może się nie przyjąć. Ten się przyjął, ale więcej nie ryzykowałam tego dnia. W sobotę po południu ból zaczął łagodnieć, więc zdecydowałam się znów spróbować zjeść. Tym razem również sukces. Wzięłam też kolejnego procha, w nadziei, że tym razem może jednak zadziała. Z godziny na godzinę było lepiej. Resztę wieczoru i część nocy spędziłam snując się po mieszkaniu i jedząc co chwila. Po 3 dniach leżenia bolało mnie już wszystko – szczególnie kręgosłup.
Posiadając na własność Zespół Ehlersa-Danlosa można źle spać, lub leżeć, zaufajcie mi. Tak więc każdy kawałek kręgosłupa narzekał na ból z innej strony i z innego powodu. Przy tej chorobie, zwykły, dzienny ból jest na poziomie liczby π – niski, ale nigdy się nie kończy.
Dziś ten ból był zdecydowanie powyżej dziennej „normy”, lewa ręka chwilami drętwiała. Położyłam się późno, bo rytm dobowy poszedł się przewietrzyć na tydzień. Sen nadszedł koło 7 rano, obudziłam się po 11, zadziwiająco wyspana i wypoczęta, ale wiedziałam, że ciało mnie oszukuje. Wiem ile czasu mi zajmuje regeneracja po takim epizodzie i to nie jest jedna noc. Zrobiłam self check, policzyłam łyżki – słabo, 5 sztuk. A dziś wybory, jak oczekuję, ludzie tłumnie się wybiorą. Nic to, zobaczymy. Wstałam, ogarnęłam się, o dziwo, mimo przerwy, pamiętałam o nowej rutynie dbania o twarz. Pierwsza łyżka zrobiła puff. Proste, lekkie śniadanie, owsianka z owocami. Kiedy mam deficyt łyżek, ograniczam wydatki. Zrobiłam też kawy – zasłużyłam na małą nagrodę, przeżyłam w nawet dobrym stanie, ostry epizod. Zachciałam być fancy, zrobiłam lekki makijaż – wszak święto demokracji dziś. Wzięłam portfel, zaświadczenie do głosowania, wodę, słuchawki i wyszłam. Głosowanie było w pobliskiej szkole – duży, głośny tłum do każdej z komisji – ugh, czy szkoły zawsze muszą być aż tak koszmarne? Druga łyżka zrobiła puff. Wyszłam, rześki wiatr owiał mi twarz i uznałam, że mały spacer mi dobrze zrobi. Podgłośniłam nieco słuchawki, żeby nie słyszeć aż tak bardzo dźwięków miasta wokół mnie, włączyłamRapsodi İstanbul i zatopiłam się w myśli i dałam stopom wolność. Aż tak się zamyśliłam, że nie zauważałam kiedy zegarek delikatnymi wibracjami informował mnie o upływie kolejnych kilometrów na trasie. Ocknęłam się z transu kiedy potknęłam się i zauważyłam ból stóp i głód. Tak, ja potrafię zapomnieć o takich rzeczach, jak to się zdarza nie neurotypowym. Spojrzałam na zegarek – prawie 8 kilometrów, eh to tyle z bycia dla siebie delikatną dziś. Ale ja tak mam, że kiedy coś mi się kotłuje w głowie, mam jakąś decyzję do podjęcia, taką ważną, to idę, daleko i długo i rozważam każdy aspekt. Nie umiem myśleć stacjonarnie. Dwie łyżki zrobiły ciche puff. Wróciłam już tramwajem, wolę nie pożyczać łyżek od poniedziałku. Zjadłam, zrobiłam herbaty i zorientowałam się, że mimo wszystko muszę jeszcze wyjść, bo właśnie wzięłam ostatnią torebkę herbaty. I tu zaczyna się akrobatyka poziomu cyrku klasy olimpijskiej – mam tylko jedną łyżkę i sporo rzeczy do zrobienia. Samo mycie włosów potrafi zużyć jedną łyżkę – osoby z długimi i zniszczonymi włosami wiedzą o co chodzi. Stres o wyniki wyborów też nie pomaga. Usiadłam z herbatą napisać tą notkę i taka pocieszająca myśl mi przyszła – są jednak stałe rzeczy na tym świecie – jak tylko usiadłam Kot przyszedł i ułożył się na moich nogach na drzemkę.